– Panie Grześku! Jak to możliwe, że sprzedajemy 4 razy więcej canvas?! – wykrzyknął szef działu.

Grzegorz zastygł w bezruchu.

– A więc jednak. – pomyślał.

Grzegorz należał do tych, co nie mogą usiedzieć w miejscu. Kojarzycie Diabła Tasmańskiego z bajek? Cały Grzesiek, tylko ślinił się mniej.

Praca w Druk Drżącą Ręką  wydawała się stworzona dla Niego. Kreatywność! Działanie! Projektowanie! Po kilku miesiącach okazało się jednak, że rzeczywistość ma  bardziej płowe barwy niż się początkowo wydawało. Sprzedaż, sprzedaż, sprzedaż!

 W dziale Wielkiego Formatu pokazano mu jak to wszystko wygląda.

– Drukujemy głównie na potrzeby kampanii dla naszych dużych klientów. Zarobek na tym mały, ale zlecenia są duże więc się tego łącznie uzbiera…. …. jak już nam zapłacą, bo przecież nie możemy zbytnio naciskać. To przecież nasi kluczowi klienci!

Następnego dnia Grzesiek przyszedł z garścią pomysłów.

Wszedł do gabinetu Szefa i zaczął opowiadać. Po 30 minutach wyszedł jednak zrezygnowany. Wszystkie jego pomysły zostały odrzucone. Grzesiek miał wrażenie, że ta chęć zmian była tylko pozorna. Najlepiej gdyby wszystko zostało jak obecnie, tylko żeby obecni klienci płacili więcej i na czas.

Przez resztę dnia bił się z myślami, lecz gdy następnego dnia przyszedł do pracy już wiedział co zrobi…

Kilka tygodni później:

– Panie Grześku! Co tam się drukuje  na maszynach?! – wykrzyknął szef działu. – To ponoć Pańska sprawka, te canvasy?! Grzegorz zastygł w bezruchu.

– A więc jednak. – pomyślał. – To chyba dobrze Szefie, prawda? – dodał już na głos.

– Jak to dobrze?! – Szef wyglądał na zaskoczonego – Mamy zlecenie na banery dla Kracz Food a maszyny drukują te obrazki! Niech się Pan modli by wystarczyło tuszy bo nie  dostaniemy ich bez przedpłaty!

– Sprawdzał Pan ostatnio konto? –Grzesiek zachowywał spokój.

– Co to ma do rzeczy?! – zagotował się Szef . Teraz był naprawdę wściekły. Co on sobie wyobraża, ten młokos?!

– Niech Pan sprawdzi i wtedy porozmawiajmy. – powiedział Grzesiek i wrócił wzrokiem do ekranu monitora.

 Całe pomieszczenie zamarło. Każdy pilnował by nie zdradzić swojej obecności najmniejszym gestem, dźwiękiem. Szefa zamurowało. Stał tak przez chwilę po czym odwrócił się na pięcie i udał się w stronę swojego gabinetu. Grzesiek odetchnął. Wiedział, że ryzykuje. Stawia wszystko na jedną kartę i za chwilę okaże się, czy karta mu dziś sprzyja.

– Panie Grześku! – dało się słyszeć wołanie – zapraszam do mnie do gabinetu! – głos miał dziwnie spokojny. Grzesiek ruszył do gabinetu Szefa , zamknął drzwi i usiadł na krześle stojącym naprzeciwko biurka. Szef miał zatroskaną minę. Wydawał się zbity z tropu.

 –  15 000 zł. – powiedział cicho.

– Prawie 15 000 zł w ciągu ostatnich 3 dni. – znów urwał, jakby niedowierzając w to, co mówi.

  Jak to możliwe?